Wynter Moorehawke podróżuje przez nieprzebyte lasy w poszukiwaniu zbuntowanego księcia. W ciemnościach czai się wielu nieprzyjaciół. Dziewczyna nabiera otuchy, gdy spotyka Raziego i Christophera. W ślad za przyjaciółmi podążają też dawni wrogowie, a Wynter musi stawić goła strasznym Wilkom. Bohaterowie szukają schronienia u Merronów – tajemniczych ludzi z Północy. Okazuje się jednak, że Merroni sprzymierzyli się z odwiecznym wrogiem królestwa…
Kiedy brałam do ręki „Królestwo cieni” byłam okropnie podekscytowana, ale jednocześnie bardzo bałam się rozczarowania. Pierwsza część była genialna, więc czy da się ją jeszcze przebić?
Zacznijmy od tego, że książka jest zupełnie inna niż poprzedniczka. Nowe miejsce akcji, nowi bohaterowie drugoplanowi, nowe cele. Akcja nie pędzi jak wiatr, ale mimo wszystko przygody trójki młodzieńców niezwykle wciągają. Powieść jest przepełniona emocjami, razem z bohaterami przeżywamy ból, rozczarowanie i radość. Wraz z nimi wierzymy, mamy nadzieje i kochamy.
Świat naszych bohaterów jest niebezpieczny i tajemniczy. Poznajemy mrożące krew w żyłach Wilki oraz pogańskich Merronów.
„Królestwo cieni” mnie zachwyciło, przyprawiło o dreszcze i łzy, a przede wszystkim sprawiło, że nie mogę się doczekać finału Trylogii Moorehawke. Pani Kiernan pokazała, że można stworzyć świetną historię bez litrów krwi i mrożącej krew w żyłach akcji.
Bez wahania – 10/10!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz